Długo wahałam się wybierając tytuł dla tego posta. Brzmiał ryzykownie, gdyż obawiałam się jego negatywnej interpretacji typu: czy to znaczy, że mamy nie pomagać dziecku podczas terapii? Przecież dziecko potrzebuje pomocy, wsparcia. To się zgadza. Myślę, że właściwe rozpatrywanie tego tematu powinno dotyczyć raczej odpowiedzi: kiedy ? w którym momencie?
Bardzo trudno jest podczas sesji terapeutycznej nie pomagać dziecku. Terapia niedyrektywna być może jest trudna właśnie z tego powodu, że trzeba pierwszą impulsywną reakcję chęci pomocy zatrzymać i poczekać. Podczas sesji Play Therapy dziecko może nie radzić sobie z wieloma rzeczami. Czasami złączenie dwóch klocków Lego jest wyzwaniem, czasami otwarcie nowego plastikowego kubeczka z ciastoliną jest wyzwaniem dla dziecka. Serce i ręce "dobrego dorosłego" same wyciągają się by pomóc dziecku: złączyć klocki, otworzyć kubeczek z ciastoliną. Tylko kto z tej sytuacji zyska i jakie informacje na swój temat? Terapeuta tak, zyska poczucie, że pomógł dziecku. Dziecko przeciwnie: zyska poczucie, że jest tak słabe i niezdarne, że nie złączy dwóch klocków, nie otworzy kubeczka z ciastoliną. Czy na pewno pomagając dziecku, chcemy dostarczyć mu uczucia, że jest słabe, niezdarne i wymaga pomocy? Może stoi za tym próżność terapeuty i jego potrzeba bycia potrzebnym dla dziecka? Może terapeuta nie jest w stanie znieść frustracji dziecka i negatywnych uczuć dziecka towarzyszących porażce i zapobiega ich wystąpieniu rozwiązując problem za dziecko? Tylko czy to oznacza, że akceptuje dziecko takim, jakim ono jest ?
Poczucie terapeuty bycia potrzebnym dla dziecka oznacza zależność dziecka od terapeuty, a nie niezależność dziecka i terapeuty. W warunkach zależności trudno o rozwój dwóch autonomicznych osób.
No więc pomagać, czy też nie? Jeśli nadal masz wątpliwości to odpowiem na to pytanie: nie pomagać do czasu, aż dziecko poprosi o pomoc. I nie chodzi o to, aby dziecko powiedziało słowo "proszę", bo nie nauka czarodziejskich słów jest tutaj celem. Chodzi o zaakceptowanie tego, że dziecko może nie potrafić, że dziecko może się zdenerwować, że dziecko może rzucić kubeczkiem ciastoliny o podłogę krzycząc: "głupie pudełko, nienawidzę cię". Chodzi o to, aby dziecko mogło doświadczyć prawdziwego siebie w obecności akceptującego terapeuty, który powie dziecku o jego próbach, nawet, gdy skończą się niepowodzeniem i będzie gotowy do pomocy wtedy, gdy dziecko zwróci się do niego z prośbą o pomoc. Ale najważniejsze jest to, że dziecko samo poszuka pomocy, by rozwiązać problem, by otworzyć w końcu to pudełko z ciastoliną, czy złączyć klocki. Następnym razem dziecko znajdzie samo rozwiązanie problemu lub kogoś kto mu w tym pomoże. I to właśnie będzie przyczyniało się do rozwoju niezależności dziecka. To, że czegoś nie potrafimy nie jest bowiem powodem do wstydu, czy smutku. Raczej to, że nie potrafimy i nie szukamy pomocy do rozwiązania naszej trudności jest już powodem do poważnego niepokoju.
Umiejętność zorganizowania sobie pomocy przez dziecko wydaje się być odpowiedzią na to, dlaczego terapeuta nie powinien tego robić za dziecko. A jeśli dziecku w końcu uda się otworzyć samemu to pudełko z ciastoliną, to doświadczy ono poczucia swojej sprawczości. Gdybyśmy jednak sami je otworzyli, wówczas nie miałoby takiej możliwości. I właśnie dlatego "niepomaganie" działa terapeutycznie.